My LP friends
Ciekawe zjawisko. Rynek przewodników zdominowało jedno wydawnictwo - Lonely Planet. Większość travellerso-backpackersów korzysta w Iranie właśnie z niego. Dla wielu barów albo hoteli bycie wymienionymi w przewodniku to być albo nie być. Goście wierzą na ślepo swojej biblii. Wyjątkowy był pewien Czech, poznany w Isfahanie: "If you don't have toilet paper, then there's Lonely Planet" Poniżej niektórzy z tych co zawierzyli.
Po środku Sune, Duńczyk. Poznany rok wcześniej, tam, gdzie ma napisane na koszulce. Spotkanie w Iranie było zupełnie przypadkowe. Po prawej Joost z Holandii, po lewej jego ojciec. Wcześniej nie notowani.
Manuel z Austrii. Poruszał się w przeciwnym kierunku, wracał właśnie z Pakistanu. Wspólny wypad na pustynie Dasht-e-Kalut.
Nie wiem, kto to jest. Ale na wyposażeniu I-pod. Cool enough. Trochę metaforyczny to widok.
Nie mogło zabraknąć reprezentanta Australii. Przez Iran w drodze do Mongolii renault clio. Na ramieniu napisane "Respect" po persku.
Szacun!
Ciekawe zjawisko. Rynek przewodników zdominowało jedno wydawnictwo - Lonely Planet. Większość travellerso-backpackersów korzysta w Iranie właśnie z niego. Dla wielu barów albo hoteli bycie wymienionymi w przewodniku to być albo nie być. Goście wierzą na ślepo swojej biblii. Wyjątkowy był pewien Czech, poznany w Isfahanie: "If you don't have toilet paper, then there's Lonely Planet" Poniżej niektórzy z tych co zawierzyli.
Po środku Sune, Duńczyk. Poznany rok wcześniej, tam, gdzie ma napisane na koszulce. Spotkanie w Iranie było zupełnie przypadkowe. Po prawej Joost z Holandii, po lewej jego ojciec. Wcześniej nie notowani.
Manuel z Austrii. Poruszał się w przeciwnym kierunku, wracał właśnie z Pakistanu. Wspólny wypad na pustynie Dasht-e-Kalut.
Nie wiem, kto to jest. Ale na wyposażeniu I-pod. Cool enough. Trochę metaforyczny to widok.
Nie mogło zabraknąć reprezentanta Australii. Przez Iran w drodze do Mongolii renault clio. Na ramieniu napisane "Respect" po persku.
Szacun!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz